środa, 6 kwietnia 2022

Rozmowa z nastolatką

 Dzisiaj miałam rozmowę z moją córką. O życiu, wątpliwościach, wewnętrznym krytyku i miłosci do siebie. Widać było że dziewczyna jest rozdarta, hormony buzują, wewnetrzny krytyk nie śpi a co za tym idzie Ona też nie… Powiedziałam jej to co sama sobie mówię i to co chciałabym usłyszeć majac te 11-15 lat. Zapytałam ją dlaczego nie jest dla siebie dobra? Co o sobie myśli i co by powiedziała swojej przyjaciółce gdyby jej się zwierzyła z takich samych problemów. Oczywiście powiedziała że by ją wsparła. Zapytałam dlaczego w takim razie dla samej siebie nie jest wsparciem? Popłynęły łzy. Rozmowa trwała długo. Wytłumaczyłam jej, że ten głos w głowie nie ma nic do powiedzenia, że może go uciszyć, że jest cudowną, mądrą, młodą osobą i że może osiągnąć wszystko. 

Odpowiedziała mi, że jest realistką. Straszne. 

Ja kiedyś usłyszałam, że życie nie jest różowe, że kiedyś mi te okulary spadną i przekonam się jakie życie jest okrutne. Przekonałam się… nie raz. Ale nadal uważam, że jest równie piękne i dalej widzę je przez różowe okulary. Ktoś powiedział, ze w dupie byłam i gówno widziałam… Owszem. Byłam… Nawet się w tym gównie wytarzałam. Ale mimo to nadal kocham życie. Ciesze się wszystkim. Kawą wypitą w spokoju, słońcem, deszczem, motylkiem i kwiatkiem. Ciesze się, że jestem. Kiedyś na sesji opowiedziałam o swoim życiu Pani psycholog. Usłyszałam “wiele Pani przeszła”... Pomyślałam sobie a gdzie tam…inni mają gorzej. Jednak gdy opowiedziałam jej dokładniej jedną z moich historii a ona sie popłakała pomyślałam sobie “kurwa… chyba faktycznie miałam przejebane”. Mogłabym spokojnie się położyć i nie robić nic. Użalać się nad sobą i płakac w poduszkę. Już to zrobiłam. Byłam w tym miejscu i czułam się okropnie. Nikt nawet nie wie ile siły kosztowało mnie podniesienie się z tego cholernego łóżka i zawalczenie o siebie. Niektórzy uważają, że jestem głupia w tej swojej radości i cieszeniu się “ z byle czego”. Ja jednak uważam, że cieszenie się z byle czego nie jest dla każdego. To potrafią tylko herosi. Ludzie, którzy przeszli tyle, że nic już ich nie zdziwi.tacy, którzy byli w totalnym szambie i widzieli najmroczniejszy mrok. Dzięki temu widzą światło. Potrafia dostrzec tęczę  tam gdzie inni jej nie widzą. Doceniają każdą błahostkę i ciesza się z niej jakby wygrali życie. Bo wygrali.  To jest prawdziwa siła. W zeszłym roku kolejny raz przekonałam sie o tym jak kruche jest życie, że jesteśmy tu na chwilę i jak niewiele do szczęścia potrzeba czlowiekowi. Wiecie o czym mój tata marzył w najgorszym momencie swojego życia? Nie o karierze, nie o bogactwie… Chciał po prostu żyć, chodzić i hodować truskawki oraz maliny. Opowiadał gdzie je posadzi w ogrodzie, o tym jak będzie je pielęgnował. Chciał spędzic z nami święta i wrócić do domu. Dla kogoś totalny bezsens. Dla niego wtedy to było wszystko. Takie doswiadczenia otwierają oczy. Nie każdemu oczywiście. Każdy ma swoje prywatne dno i swoją granicę po przekroczeniu ktorej zaczyna co nie co rozumieć. Ja dzisiaj mam oczy szeroko otwarte. Dlatego obiecałam sobie, że dla naszych córek będę wsparciem i przekażę im to czego się nauczyłam. Powiedziałam Młodej, ze nie raz życie ją poturbuje, ale takie właśnie jest. Raz jest piękne i cudowne a raz okropne i mroczne. Jednak dzięki tym mrocznym i okropnym chwilom uczymy się doceniać te piękne i cudowne. Grunt to być dla siebie dobrą, kochać siebie i się wspierać. W końcu spędzi ze sobą całe życie prawda?


1 komentarz:

Obserwatorzy